wtorek, 19 maja 2015

Prolog

5.32
Budzik cicho wystukuje rytm, a ja znów obudziłam się przed czasem. Znów to samo. Rodzice, wypadek, łąka, złote loki, gołąb i te nieziemskie, błękitne oczy. Dzień w dzień, a raczej noc w noc śni mi się to samo.
W łazience obmywam twarz lodowatą wodą. Mam dwie godziny, żeby przygotować się do lekcji. Ubrałam dres i związałam moje blond włosy w kucyk. Cicho wyszłam z pokoju, by nie obudzić cioci i Lou. Lou jest moją kuzynką. Ma zaledwie trzynaście lat, ale czasem zastanawiam się, czy ona jest tak dojrzała, czy to ja jestem dziecinna.
Przedpokój jest mały. Nie ma w nim dużo dekoracji. Jedyne, co zdobi ścianę w kolorze ecru jest obraz polanki. Namalowałam go pięć lat temu, po tym jak chyba po raz pierwszy śniłam o niej. Minęło dziewięć lat i sto-trzydzieści-dwa dni, od chwili, w której straciłam rodziców i cudem przeżyłam. W dzień moich 7 urodzin.
Tak liczę to... minęło dokładnie dziewięć i pół roku.
Wybiegłam z domu. Pomknęłam równym tempem przez ulice Seatle. Nie biegłam głównymi ulicami. Z jedna słuchawką w uchu przemierzałam małe, ciche uliczki. To moja stała trasa. Pierwszy kilometr moje płuca łapczywie pobierały tlen, by po pewnym czasie wrócić do zwykłego rytmu.
Raz...
Dwa...
Trzy...
Cztery...
Liczyłam w myślach kroki. Perkusista jednego z moich ulubionych zespołów (czyt. 30 seconds to Mars) idealnie, jakby wyczuwając, tępo mojego biegu uderzał w odpowiednie części instrumentu.
Zajęta biegiem nie spostrzegłam jak na mojej drodze wyrosły dwa cienie. Zatrzymałam się i spojrzałam na dwóch barczystych mężczyzn. Zbliżali się nie bezpiecznie szybko. Moim ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na to, że ci ludzie nie chcą iść ze mną na kawę. Cofam się, a oni wciąż patrzyli jak chcę uciec. W przeciwieństwie do mnie, bawili się chyba całkiem dobrze. Czułam się jak zwierzę złapane do klatki i zastraszane tylko by na koniec zobaczyć jak samo umiera ze strachu. Spostrzegłam, że w dłoni jednego z mężczyzn lśni metal. Oczywiście, nóż. W mojej głowie pojawiła się myśl: "Tylko zrób to szybko".
"Żadnych gwałtownych ruchów", głos rozsądku kierował mnie zawsze, ale tym razem zastanawiam się czy mu już kompletnie odbiło. Tu waży się moje życie... Jednak nigdy mnie nie zawiódł, więc i tym razem go posłuchałam. Zamknęłam oczy i czekałam...
Na twarzy czułam już ich oddechy, kiedy nagle rozległy się...
Dwa strzały...
Coś upada na ziemię. Byłam przerażona. Rozchyliłam powieki mając w ramiarze ujrzeć dwóch mężczyzn.
Jednak nikogo nie było...
Przecież słyszałam łoskot upadającego ciała. A może to tylko moja wyobraźnia?
Nie chcąc być dłużej w tym miejscu, trzęsąc się postanowiłam wrócić do domu.
W trakcie biegu czułam jakby ktoś za mną szedł, ale zawsze, kiedy się odwracałam nikogo nie było.
Tak... na pewno świruję...
----------------------
Witam i zapraszam na mojego bloga Uskrzydlona :) 

1 komentarz:

  1. bardzo fajnie się zapowiada :) Będę tu często wpadać
    Zapraszam na mojego bloga: http://allaboutmylife0.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń